w te upały ledwo da się wytrzymać. Dobrze, że Zu już nie ma gorączki, bo się gotowała od środka i z zewnątrz.
Ja gotuję się non stop i postanowiłam, że na okazję gotowania czas przywdziać spódnicę.
Zawsze mi się wydawało, że jestem za krótka do maxi, chodziłam w takich dawno temu w czasach buntu i glanów, ale później jakoś mi przeszło.
Ale teraz stwierdziłam, że pal sześć jak wyglądam, ma mi być wygodnie.
Więc na płaskim i w maxi.
I jest wspaniale!
pozdrowienia i dziękuję za słowa otuchy!
no właśnie ma być wygodnie!! a zdjęcia są przecudowne.
OdpowiedzUsuńTaka pozytywna nuta się wkradła:) Świetna jest ta spódnica, bardzo optymistyczne kolory i zdjęcia:) Ja się jeszcze przekonuję do uszycia maxi. Znając mnie to bym się zabiła po trzech krokach;)
OdpowiedzUsuńKocham maxi!:)) Szczególnie latem. Zimą jeszcze jak cię mogę, mini oficerek albo muszkieterek, ale lato - tylko maxi!
OdpowiedzUsuńPołączenie kolorów - obłędne:)
A zdjęcia bardzo klimatyczne..
Co Ty tak gotujesz Kuro? Myślałam, że jesteś zaszyta w alladynach?:)))
Prosze proszę - spódnica maxi. A nie mówiłam? Szycie ciuchów wcale nie jest trudne!
OdpowiedzUsuńProsze prosze... spódnica maxi. A nie mówiłam? Szycie ciuchów wcale nie jest trudne!
OdpowiedzUsuńja też lubię maxi, zwłaszcza takie lejące się, które fajnie się układają ;) a Twoja spódnica w sam raz na te upały, chociaż ja to się z krótkimi spodenkami nie rozstaję, bo trudno wytrzymać w czymś innym ;)
OdpowiedzUsuńLove maxi!!!:) Cudne połączenie kolorów:) Wyglądasz super Kurko:)
OdpowiedzUsuńA do tego jeszcze ślicznie :))
OdpowiedzUsuńAj cudna spódniczka - taka w moim stylu :-) NAwet te kolorki / lov :-)
OdpowiedzUsuń